Avsnitt

  • Donald Trump przekazał, że daje sobie dwa tygodnie na podjęcie decyzji ws. ataku na Iran. Powiedział także, że istnieje duża szansa na negocjacje z władzami w Teheranie w najbliższym czasie.

    Tymczasem Agencja Reutera informuje, powołując się na źródła w Waszyngtonie, że administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych już w pierwszej połowie maja wiedziała, że Izrael zamierza zaatakować Iran i że niewiele może zrobić, by go powtrzymać.

    Już wtedy rozpoczęła przygotowywanie planów pomocy Tel Awiwowi na wypadek takiego scenariusza. Przekierowała także część uzbrojenia przeznaczonego dla Ukrainy na Bliski Wschód.

    Według źródeł nie jest jasne, czy Trump ostatecznie zaakceptował atak, ale nie sprzeciwił mu się jednoznacznie, co pomogło Izraelowi podjąć decyzję o uderzeniu.

    Już połowie kwietnia Reuters informował, że minister spraw zagranicznych Arabii Saudyjskiej przekonywał prezydenta Iranu Masuda Pezeszkiana do przyjęcia propozycji Waszyngtonu ws. programu nuklearnego, co miało zapobiec wojnie z Izraelem.


    Rafał Michalski, współpracownik Układu Sił.

  • Przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei ogłosił, że nie podda się, mimo presji Stanów Zjednoczonych. Prezydent USA Donald Trump napisał w mediach społecznościowych, że oczekuje od Teheranu bezwarunkowej kapitulacji. Chamenei zagroził, że ewentualna amerykańska interwencja w obecnym konflikcie izralesko-irańskim będzie wiązała się z nieodwracalnymi szkodami.

    Źródło Agencji Ruetera twierdzi, że Waszyngton rozważa uderzenie na obiekty związane z irańskim programem nuklearnym. Sam Trump przekazał, że Amerykanie wiedzą, gdzie ukrywa się Chamenei i na razie decydują się go nie likwidować.

    - Celem Izraela jest zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w konflikt z Iranem. Wynika to z faktu, że Stany Zjednoczone dysponują zdolnościami, których Izrael nie posiada, a które są kluczowe dla zakończenia irańskiego programu nuklearnego oraz pozbawienia Teheranu możliwości budowy bomby atomowej. Wydaje się, że jest to jeden z głównych celów strategicznych Izraela, obok zmiany reżimu w Teheranie. Benjamin Netanjahu od 2023 roku podejmuje działania zmierzające do realizacji tych zamierzeń.

    Wsparcie Stanów Zjednoczonych jest w tym momencie bardzo istotne, szczególnie ze względu na możliwości obrony przeciwrakietowej Izraela, zwłaszcza w zakresie obrony przeciwrakietowej balistycznej opartej na systemach Arrow. Izrael posiada zdolności do skutecznego utrzymania takiej obrony przez około 10–12 dni, efektywnie zwalczając irańskie pociski balistyczne, których liczba według izraelskiego wywiadu szacowana była na około 2000.

    - tłumaczy dr Marek Stefan, zastępca redaktora naczelnego Układu Sił.

  • Saknas det avsnitt?

    Klicka här för att uppdatera flödet manuellt.

  • Donald Trump rozważa skierowanie negocjatorów w postaci wiceprezydenta J.D. Vance’a oraz wysłannika na Bliski Wschód Steve’a Witkoffa do rozmów z Iranem. Prezydent Stanów Zjednoczonych ocenił także, odpowiadając na pytania reporterów, że izraelskie ataki na to państwo prędko nie ustaną. Trump wzywa Teheran do powrotu do rozmów z Waszyngtonem ws. programu nuklearnego. Jednocześnie napisał w mediach społecznościowych, że stolica Iranu powinna zostać ewakuowana.

    - To jest typowa polityka Donalda Trumpa. Podczas jego pierwszej kadencji podobne podejście było widoczne w stosunku do Korei Północnej. Z jednej strony Amerykanie wysyłali lotniskowce i grozili reżimowi wojną, a z drugiej — Trump spotykał się z przywódcą Korei Północnej i ogłaszał wielki sukces dyplomatyczny.

    Jest to charakterystyczny sposób działania, a zapewne także mentalność Donalda Trumpa: jednocześnie grozić i dawać szansę na uniknięcie eskalacji. Podobnie, moim zdaniem, wygląda to teraz w przypadku Iranu. Z jednej strony Amerykanie deklarują gotowość do porozumienia, ale z drugiej jasno sygnalizują, że brak porozumienia pociągnie za sobą konsekwencje — czyli w ostateczności wojnę.

    Na razie Stany Zjednoczone formalnie nie dołączyły do tej operacji wojskowej. Gdyby chciały to zrobić, zapewne uczyniłyby to już wcześniej. Niemniej istnieje ryzyko, że w pewnym momencie Amerykanie się włączą. Rozmawiając z Irańczykami, którzy nadal tam mieszkają, słyszę, że panuje wśród nich obawa, iż jeśli izraelskie ataki będą skuteczne. Trump może „poczuć krew” i uznać, że koszty włączenia się w operację powietrzną są na tyle niskie, że warto podjąć to ryzyko by obalić reżim.

    Podsumowując, nie postrzegałbym polityki Trumpa ani amerykańskiego podejścia w tym przypadku jako długofalowego planu rozpisanego na wiele kroków. Jest to bardziej sposób działania oparty na podejmowaniu decyzji z dnia na dzień

    - tłumaczy prof. Robert Czulda, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.

  • Irańskie pociski spadły na Hajfę, zabijając co najmniej 8 osób. Izrael zapowiada rychły odwet. Według strony izraelskiej w nocy w jej kierunku wystrzelono mniej niż 100 rakiet, z których 7 dotarło do celu. Tel Awiw twierdzi też, że osiągnął przewagę powietrzną nad Iranem. Jednocześnie informuje, że dokonał egzekucji ważnych oficerów irańskiego wywiadu.

    Władze Iranu przekazały, że przygotowywana jest ustawa mająca wycofać kraj z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Teheran wciąż jednak deklaruje, że nie chce jej produkować. W wyniku ataków izraelskich w Iranie do tej pory śmierć miały ponieść 224 osoby, z których, jak twierdzi strona irańska, 90 proc. to cywile.

    Donald Trump i Władimir Putin rozmawiali telefoniczne ws. wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Putin zaproponował, że Rosja może być mediatorem pomiędzy Iranem a Izraelem. Wcześniej rosyjski przywódca odbył też rozmowy przez telefon z premierem Izraela i prezydentem Iranu. Według komunikatu Kremla, w obu przypadkach potępił działania Tel Awiwu.

    Na czym polega ta reakcja Rosjan? Przede wszystkim mamy do czynienia z wyraźnie asymetryczną oceną sytuacji. W oświadczeniu wydanym przez Kreml podkreślono ofiary wśród niewinnej ludności cywilnej Iranu, który został zaatakowany przez Izrael. Natomiast nie wspomniano ani słowem o ofiarach po stronie izraelskiej. W tym sensie, jeśli mielibyśmy oceniać, po której stronie leży sympatia Moskwy, to jest to jednoznaczne — po stronie Iranu.

    Jest to istotne przesunięcie w rosyjskiej polityce nie tyle ostatnich tygodni, co ostatnich lat. Do wybuchu wojny na Ukrainie polityka Putina w regionie opierała się w gruncie rzeczy na próbie zachowania pewnego równorzędnego dystansu zarówno wobec świata arabskiego, jak i Izraela. Polityka ta miała charakter dwutorowy: relacje z Izraelem były stosunkowo ciepłe, jednak obecnie uległy znacznemu pogorszeniu. To jest pierwszy element tej zmiany.

    Drugim istotnym aspektem są ostatnie wypowiedzi Putina, który kontaktował się zarówno z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu, jak i z prezydentem Iranu, a także rozmawiał z prezydentem Stanów Zjednoczonych, wykorzystując do tego okazję, jaką były urodziny amerykańskiego przywódcy. Wynika z tego, że Rosjanie są poważnie zaniepokojeni rozwojem sytuacji na Bliskim Wschodzie.

    W uproszczeniu można powiedzieć, że Moskwa obawia się powtórki scenariusza syryjskiego — a więc destabilizacji i ewentualnego upadku reżimu rządzącego w Iranie. Choć nie wiadomo, czy do tego dojdzie, obawy są wyraźne. W związku z tym Rosja deklaruje gotowość do pośredniczenia w uruchomieniu rozmów, co Putin podkreślał w sobotę, a rosyjska dyplomacja potwierdziła w piątek.

    Warto dodać, że dziś pojawiły się również pewne groźby ze strony Rosji: wiceminister spraw zagranicznych Segiej Riabkow w rozmowie z agencją TASS stwierdził, że jeśli operacja nie zostanie przerwana, konsekwencją może być pogorszenie się sytuacji bezpieczeństwa Izraela

    - tłumaczy Marek Budzisz, ekspert ds. Rosji i postsowieckiego Wschodu.

  • Izrael dokonał ataku powietrznego na Iran. Według Tel Awiwu, 200 samolotów wzięło udział w nalocie na około 100 celów. Iran poinformował, że zginęła część najwyższych dowódców wojskowych, m.in. szef sztabu sił zbrojnych oraz dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Tel Awiw przekazał także, że agenci Mosadu przed nalotem przeprowadzili szereg operacji mających na celu unieszkodliwienie irańskiego arsenału rakietowego.

    W nalotach zginęło także sześciu naukowców pracujących nad programem atomowym. To właśnie obiekty z nim związane były głównym celem Izraela. Teheran twierdzi, że prowadzi program wyłącznie w celach pokojowych, jednak Izrael i Stany Zjednoczone uważają, że obawiają się, że chodzi o stworzenie bomby atomowej.

    W czwartek Rada Gubernatorów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej oceniła, po raz pierwszy od 20 lat, że Iran naruszył zobowiązania wynikające z Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Izrael nie jest członkiem tego układu i uważa się, że posiada arsenał głowic nuklearnych.

    Tel Awiw twierdzi, że Iran w reakcji na naloty wysłał 100 dronów w kierunku Izraela i że wszystkie zostały przechwycone lub unieszkodliwione.

    Spodziewałbym się eskalacji — oczekuję irańskiej odpowiedzi i nie jestem w tym zakresie optymistą. Uważam, że Iran dysponuje zdolnościami do przeprowadzenia odpowiedzi kinetycznej, a jeśli sytuacja będzie się dalej rozwijać, może także podjąć działania asymetryczne, włącznie z blokowaniem cieśnin. Bardzo prawdopodobne jest również, że Iran, reagując na to uderzenie, zdecyduje się przejść do fazy produkcji broni atomowej.

    Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że mimo wszystko dojdzie do wznowienia negocjacji i zawarcia porozumienia. Trzeba jednak pamiętać, że Izrael podejmie kolejne działania mające na celu storpedowanie tych rozmów. Izrael z całą pewnością dąży do tego, by negocjacje nie zostały wznowione i by zostały zerwane, a Stany Zjednoczone zostały wciągnięte do wojny

    - tłumaczy Witold Repetowicz, ekspert ds. Bliskiego Wschodu.

  • USA wycofują personel z Bliskiego WschoduStany Zjednoczone wycofają część swojego personelu z państw Bliskiego Wschodu – przekazał prezydent Donald Trump. Ocenił, że wkrótce może być tam niebezpiecznie. Dodał jednocześnie, że Waszyngton nie pozwoli na to, by Iran wszedł w posiadanie broni jądrowej.

    Agencja Reutera poinformowała natomiast, powołując się na źródła w USA oraz Iraku, że Amerykanie przygotowują się do ewakuacji ambasady w Bagdadzie. Rząd miał też przekazać rodzinom stacjonujących w regionie żołnierzy, że mogą go opuścić. Pojawienie się tej informacji spowodowało wzrost cen ropy naftowej o 4 proc.

    Stany Zjednoczone prowadziły negocjacje z Teheranem ws. zakończenia irańskiego programu nuklearnego. Strona amerykańska oczekiwała, że Iran całkowicie zrezygnuje ze wzbogacania uranu, na co reżim ajatollahów nie chciał się zgodzić.

    - To, co Reuters – a w ślad za nim inne agencje prasowe – nazwał „ewakuacją personelu dyplomatycznego”, w rzeczywistości trudno uznać za faktyczną ewakuację. Mamy tu raczej do czynienia ze stopniowym i spokojnym zmniejszaniem liczby pracowników w placówkach w Bahrajnie, Kuwejcie oraz Bagdadzie. Działania te mają związek zarówno z cięciami budżetowymi Departamentu Stanu, jak i – moim zdaniem – z próbą wywarcia presji na Iran przed szóstą rundą negocjacji dotyczących irańskiego programu nuklearnego, która ma się odbyć w najbliższą niedzielę.

    Negocjacje znajdują się obecnie w kluczowym, krytycznym momencie. Minęło właśnie 60 dni od chwili, gdy Donald Trump postawił Iranowi swego rodzaju ultimatum. W tym czasie nie udało się osiągnąć żadnego przełomu. Zamiast tego mieliśmy do czynienia z dwukrotnym odrzuceniem pisemnych propozycji porozumienia – najpierw przez Iran w odpowiedzi na amerykańską ofertę, a następnie przez Stany Zjednoczone wobec propozycji irańskiej.

    Niemniej jednak sam fakt, że rozmowy wciąż trwają, należy uznać za sukces. Sądzę, że nawet jeśli niedzielna runda negocjacji nie przyniesie przełomu, proces ten będzie kontynuowany i w ciągu najbliższych kilku tygodni – być może dwóch, trzech miesięcy – uda się wypracować kompromis

    - tłumaczy Marcin Krzyżanowski, ekspert ds. Bliskiego Wschodu i współpracownik Układu Sił.

  • Stany Zjednoczone i Chiny informują, że osiągnęły porozumienie, które pozwoli na dalsze rozmowy ws. relacji handlowych. Delegacje przez dwa dni negocjowały w Londynie. Sekretarz handlu USA Howard Lutnick powiedział, że Pekin zniesie ograniczenia na eksport minerałów ziem rzadkich i magnesów, Waszyngton natomiast „w sposób zrównoważony”, zrezygnuje z restrykcji wobec chińskiej gospodarki. Nie podał jednak szczegółów.

    Na razie ustalono pewne ramy prawne przyszłego porozumienia handlowego — przynajmniej tak twierdzą przedstawiciele handlowi Stanów Zjednoczonych i Chin. Do podpisania właściwej umowy wciąż jednak daleka droga. Spodziewałbym się raczej serii mniejszych porozumień sektorowych —małych „dealów”, mówiąc językiem Trumpa — dotyczących konkretnych obszarów, takich jak półprzewodniki czy metale ziem rzadkich, niż jednego dużego, kompleksowego układu handlowego między USA a Chinami.

    Taka szeroka umowa wydaje się mało prawdopodobna w krótkim czasie. Jej negocjowanie może potrwać miesiące, a być może nawet lata. Tym bardziej, że rywalizacja między Stanami Zjednoczonymi a Chinami nadal się zaostrza.

    Rynki finansowe zareagowały na informacje o wstępnym porozumieniu w sposób umiarkowany. Indeks CSI300, spółek notowanych w Szanghaju i Shenzhen zakończył środową sesję wzrostem o 0,8%, podczas gdy amerykański S&P500 spadł o 0,2%. Giełdy europejskie zakończyły dzień na lekkim minusie, a azjatyckie na niewielkim plusie. Widać więc, że nie doszło do żadnego wyraźnego wybuchu optymizmu po tych rozmowach

    - tłumaczy Łukasz Kobierski, prezes Instytutu Nowej Europy.

  • Japonia alarmuje, że chińskie lotniskowce prowadzą ćwiczenia w stosunkowo niewielkiej odległości od jej terytorium. Liaoning w otoczeniu siedmiu innych okrętów miał operować w pobliżu wyspy Iwo Jima, która była miejscem zaciętych walk w czasie II wojny światowej. Leży około 1200 km od Honsiu, głównej wyspy Japonii. Japońskie ministerstwo obrony informuje też, że w tej okolicy widziany był inny lotniskowiec, Shandong. To pierwszy raz, kiedy dwie takie jednostki chińskiej marynarki wojennej zapuściły się tak daleko na Pacyfik.

    - Po raz pierwszy dwa chińskie lotniskowce operują w rejonie drugiego łańcucha wysp. Rozciąga się on od Japonii przez Guam aż po Nową Gwineę, przy czym centralnym punktem tego obszaru jest Guam – główna baza wojskowa Stanów Zjednoczonych na zachodnim Pacyfiku.

    W ciągu ostatnich pięciu lat chińskie lotniskowce, Liaoning i Shandong, coraz częściej pojawiały się w rejonie Guam, jednak nigdy wcześniej nie zapuszczały się tak daleko. Osobną kwestią do wyjaśnienia pozostaje koordynacja ćwiczeń między obiema grupami lotniskowców

    - tłumaczy dr Paweł Behrendt, ekspert ds. Dalekiego Wschodu.

  • W Los Angeles doszło do starć pomiędzy służbami porządkowymi a protestującymi przeciwko polityce migracyjnej administracji Donalda Trumpa. Użyto gumowych kul i gazu łzawiącego. Demonstranci zablokowali ważną arterię drogową w pobliżu miejskiego ratusza i podpalili kilka autonomicznych taksówek. Prezydent skierował na miejsce Gwardię Narodową.

    Gubernator Kalifornii Gavin Newsom z Partii Demokratycznej stwierdził, że wysłanie Gwardii Narodowej przez Donalda Trumpa jest poważnym naruszeniem suwerenności stanu. Ostatni raz prezydent Stanów Zjednoczonych zdecydował się na to bez zgody gubernatora w 1965 roku.

    Nowa linia polityczna administracji Donalda Trumpa, zakładająca stanowcze, masowe, ale też przypadkowe egzekwowanie przepisów imigracyjnych, wywołała falę społecznych niepokojów. W odpowiedzi na działania ICE, wielu mieszkańców wyszło na ulice. Protesty przeradzały się momentami w zamieszki, dochodziło do podpaleń samochodów, ataków na budynki, a nawet na urzędników państwowych. Jest to forma sprzeciwu wobec nowej, chaotycznej i często arbitralnie stosowanej polityki migracyjnej.

    Mimo kontrowersji, sondaże z ostatnich tygodni wskazują, że większość Amerykanów popiera kierunek tej polityki migracyjnej — w zależności od badania od 50 do 55 procent respondentów wyraża aprobatę. Jednak jednocześnie około 60–66 procent Amerykanów uważa, że nawet osoby przebywające w kraju nielegalnie powinny mieć zagwarantowane podstawowe prawa do obrony i sprawiedliwego procesu, wynikające z Piątej Poprawki do Konstytucji.

    - tłumaczy Rafał Michalski, amerykanista i współpracownik Układu Sił.

  • Donald Trump zapewnił, że jeżeli Niemcy będą tego chciały, wojska amerykańskie pozostaną na ich terenie. Deklaracja padła podczas spotkania w Gabinecie Owalnym Białego Domu z Friedrichem Merzem, niemieckim kanclerzem. W połowie maja ambasador Stanów Zjednoczonych przy NATO Matthew Whitaker powiedział, że jeszcze w tym roku Waszyngton rozpocznie rozmowy z sojusznikami na temat wycofania sił USA z Europy.

    Spotkanie Trump-Merz przebiegło w dobrej atmosferze, w przeciwieństwie do poprzednich, kiedy gośćmi byli prezydenci Ukrainy Wołodymyr Zełenski oraz Republiki Południowej Afryki Cyril Ramaphosa. Merz był uprzejmy i nie odzywał się zbyt często, pozwalając Donaldowi Trumpowi swobodnie odpowiadać na pytania mediów.

    komentuje prof. Jadwiga Kiwerska z Instytutu Zachodniego.

  • Komisja Europejska zgodziła się, by pieniądze z Funduszu Odbudowy, które nie zostały wykorzystane przez państwa członkowskie, mogły zostać przekierowane na projekty obronne. To 335 mld euro z puli 650 mld, utworzonej po pandemii Covid-19 w celu rozruszania europejskiej gospodarki. Pieniądze te wypłacane są w postaci pożyczek i grantów, a pozyskiwane przez zaciąganie wspólnego długu przez Unię Europejską.


    Decyzja Brukseli nie jest spóźniona, lecz wynika z długotrwałej refleksji nad priorytetami Unii Europejskiej. W czasie pandemii priorytetem było przygotowanie na kryzysy zdrowotne i odbudowa gospodarki poprzez znaczący impuls finansowy, wspierający takie obszary jak klimat, służba zdrowia czy transformacja energetyczna. Obecnie uwaga skupia się na obronności. Wzmacnianie zdolności obronnych obejmuje nie tylko zakup sprzętu, ale także rozwój infrastruktury, takiej jak drogi, linie kolejowe, umocnienia graniczne, koszary czy magazyny wojskowe. Inwestycje te, jeśli są realizowane mądrze, mogą wspierać całą gospodarkę

    - tłumaczy Łukasz Maślanka z Ośrodka Studiów Wschodnich.

  • Nowy prezydent Korei Południowej Lee Jae-myung zapowiada bliską współpracę z Waszyngtonem na rzecz bezpieczeństwa. Jednocześnie stoi przed wyzwaniem wypracowania umowy handlowej ze Stanami Zjednoczonymi. Jeżeli się to nie uda, zgodnie z wyliczeniami administracji Donalda Trumpa, stawka celna dla Seulu wyniesie 25 proc. W kwietniu południowokoreański eksport do USA zmalał o ponad 8 proc. Lee Jae-myung prawdopodobnie znajdzie się też pod amerykańską presją, by wydawać więcej na obronność.

    Jednocześnie prezydent elekt zapowiadał łagodniejsze podejście do Rosji i Chin. Lee Jae-myung chce poprawienia relacji handlowych z Pekinem. Sygnalizował także mniejsze zainteresowanie sprawami napięć amerykańsko-chińskich w Cieśninie Tajwańskiej. W komunikacie Białego Domu napisano, że sojusz z Koreą Południową pozostaje niewzruszony oraz że wybory w tym kraju odbyły się w sposób wolny i uczciwy. Jednocześnie znalazło się tam stwierdzenie, że Waszyngton jest zaniepokojony wpływami chińskimi w państwach demokratycznych.

    Nie można wykluczyć, że nowy prezydent Korei Południowej, reprezentujący partię lewicową, będzie dążył do pewnej formy ocieplenia relacji z Chińską Republiką Ludową, a być może również z Koreą Północną. Taka strategia nie byłaby całkowicie pozbawiona sensu, zwłaszcza w kontekście sygnałów płynących z administracji Donalda Trumpa, według których priorytetem Stanów Zjednoczonych jest powstrzymywanie Chin – przede wszystkim poprzez odstraszanie ich od ewentualnej agresji, m.in. na Tajwan.


    - tłumaczy dr Marek Stefan, zastępca redaktora naczelnego Układu Sił.

  • Polska, Litwa i Rumunia podczas szczytu Bukaresztańskiej Dziewiątki w Wilnie zadeklarowały stopniowe działania na rzecz osiągnięcia poziomu wydatków na obronność w wysokości 5 proc. PKB. W komunikacie napisano także, że Rosja stanowi znaczące, bezpośrednie i długofalowe zagrożenie dla bezpieczeństwa euroatlantyckiego.

    - Jednym z głównych tematów spotkania w Wilnie był wzrost nakładów na obronność. Wszystkie państwa wyraziły poparcie dla zwiększenia wydatków obronnych w NATO i opowiedziały się za przyjęciem bardziej ambitnego celu niż ten ustalony w 2014 roku (2% PKB). Nawiązano także do propozycji Sekretarza Generalnego NATO, zgodnie z którą państwa członkowskie miałyby przeznaczać łącznie 5% PKB na szeroko rozumianą obronę – z czego 3,5% na wydatki stricte obronne, a 1,5% na działania "defense-related", czyli m.in. infrastrukturę podwójnego zastosowania, nowe technologie i inwestycje przemysłowe.

    - tłumaczy Piotr Szymański z Ośrodka Studiów Wschodnich.

  • Chiny oskarżają Stany Zjednoczone o poważne naruszenie rozejmu w wojnie handlowej, który został wynegocjowany w Genewie w pierwszej połowie maja. W jego ramach obie strony zdecydowały się znacznie obniżyć stawki celne we wzajemnym handlu na 90 dni.

    Chińskie ministerstwo handlu twierdzi, że od tego czasu USA podjęły szereg działań wymierzonych w interesy Państwa Środka. Wymienia ostrzeżenie dotyczące używania procesorów produkowanych przez Huawei, zablokowanie sprzedaży oprogramowania do projektowania chipów chińskim firmom oraz wycofanie wiz dla studentów z Chin.

    Także Waszyngton, ustami Donalda Trumpa, wyraził niezadowolenie z postępowania Pekinu. Amerykański prezydent stwierdził, że zgodził się na szybki układ z Chinami, by uchronić je przed złą sytuacją, tymczasem złamały one uzgodnienia.

    - Obie strony – Stany Zjednoczone i Chiny – ponoszą straty w wyniku trwającej wojny handlowej, która moim zdaniem nie przynosi żadnych wygranych.

    Zgodnie z raportem firmy Allianz Trade, straty Chin wynikające z wojny celnej mogą w 2025 roku sięgnąć 108 miliardów dolarów. Kwota ta odpowiada jednej czwartej chińskiego eksportu do USA i około 0,5% chińskiego PKB.

    W ostatnim czasie strona amerykańska zaczęła wyraźniej odczuwać skutki wojny handlowej. Wydaje się, że to również doprowadziło do zawarcia porozumienia w Genewie oraz większej gotowości do osiągnięcia kompromisu z Chinami.

    - tłumaczy Łukasz Kobierski, prezes Instytutu Nowej Europy.

  • Komisja Europejska nie przedłuży terminu funkcjonowania Funduszu Odbudowy – twierdzą informatorzy Politico. Zabiegały o to m.in. Polska, Włochy, Hiszpania i Portugalia, argumentując, że zasady przyznawania pieniędzy są skomplikowane, a procedowanie wniosków trwa długo. Decyzja ma zostać ogłoszona w przyszłym tygodniu.

    W naszym przypadku również można postawić zarzut, że przez kilka lat komisja de facto blokowała cały proces. Ale wiele administracji narodowych skarży się na utrudnienia ze strony komisji. Do tej pory wydano około połowy dostępnych środków.

    Jeśli ten trend się utrzyma, część funduszy pozostanie niewykorzystana. W takiej sytuacji państwa członkowskie mogą stracić zainteresowanie kolejnymi podobnymi inicjatywami, wymagającymi wspólnego zadłużenia – nawet w tak ważnych obszarach jak bezpieczeństwo i obrona, o których aktualnie trwają rozmowy w Brukseli

    - tłumaczy europeista prof. Tomasz Grosse.

  • NATO ma oczekiwać od Niemiec, by powołały siedem nowych brygad, czyli około 40 tys. żołnierzy. Postulat ten ma zostać postawiony w przyszłym tygodniu podczas spotkania ministrów obrony państw sojuszu. O sprawie z anonimowych źródeł dowiedziała się Agencja Reutera. Jedno z nich stwierdziło, że sojusz postawi sobie za cel dysponowanie 120 lub 130 brygadami. Obecny pułap, do którego dąży NATO, to 80 takich związków taktycznych.


    - Polska i Niemcy zostały wyznaczone do odegrania kluczowej roli w wystawieniu komponentu lądowego w ramach nowego modelu sił NATO (NATO Force Model). W przypadku Niemiec pojawiają się poważne trudności. Już w poprzedniej kadencji Bundestagu komisarz ds. sił zbrojnych, Eva Högl, ostrzegała, że Niemcy mogą mieć trudności z osiągnięciem celu, jakim jest posiadanie armii liczącej 203 tys. aktywnych żołnierzy do 2031 roku.

    - tłumaczy dr Marek Stefan, zastępca redaktora naczelnego Układu Sił.

  • Donald Trump stwierdził, że Moskwa „igra z ogniem”, nie chcą zaangażować się w rozmowy z Ukrainą na temat zawieszenia broni. Władimir Putin nie zdaje sobie sprawy, że gdyby nie ja, w Rosji wydarzyłyby się naprawdę złe rzeczy – napisał w mediach społecznościowych amerykański prezydent. W odpowiedzi Dmitrij Miedwiediew, wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, powiedział, że jedyną złą rzeczą jest trzecia wojna światowa i ma nadzieję, że Trump to rozumie.

    Z jednej strony — jak zakładają rosyjscy analitycy — Trump chciałby zakończyć konflikt, przynajmniej poprzez jego zamrożenie. Takie rozwiązanie mogłoby zostać przedstawione jako sukces na potrzeby wewnętrznej polityki USA, a nawet umożliwić ubieganie się o Pokojową Nagrodę Nobla. Można by wówczas twierdzić, że to właśnie dzięki jego wysiłkom udało się zatrzymać działania zbrojne, w przeciwieństwie do jego konkurentów — Joe Bidena i Partii Demokratycznej — którzy doprowadzili do eskalacji.

    Rosjanie wykorzystują tę narrację, a wypowiedzi Trumpa interpretują również jako element presji i sygnał frustracji: „próbuję się z wami porozumieć, oferuję określoną współpracę gospodarczą, jestem skłonny uznać aneksję kontrolowanych przez was terytoriów, a wy nadal odrzucacie moje propozycje”. Dla rosyjskich elit stanowi to dowód, że Trump nadal postrzega Rosję jako partnera, z którym warto i należy się porozumieć, by ograniczyć możliwość eskalacji konfliktu.

    Z drugiej strony, część rosyjskich elit – zwłaszcza umiarkowane kręgi – obawia się, że Trump może ostatecznie porzucić tę linię polityczną. Dla tych środowisk szczególnie istotne jest zamrożenie konfliktu i powrót do handlu, inwestycji oraz częściowe otwarcie zachodnich rynków finansowych dla Rosji. Wypowiedzi Trumpa interpretowane są przez nie zarówno jako nadzieja, jak i obawa — zwłaszcza w kontekście ewentualnego odwrotu USA od aktywnej polityki wobec Europy

    - tłumaczy Michał Sadłowski, dyrektor Centrum Badań nad Państwowością Rosyjską.

  • Firmy wydobywające ropę naftową w Stanach Zjednoczonych nie chcą zwiększać podaży – pisze Financial Times. Przeciwnie, obawiają się jej nadmiaru i w związku z tym spadku dochodów. W piątek cena ropy w USA wynosiła około 61,5 dolara za baryłkę. Tymczasem koncerny wydobywcze deklarują, że ich działalność opłaca się, gdy cena wynosi 65 dolarów lub więcej.

    - Firmy funkcjonujące na rynku energetycznym w Stanach Zjednoczonych to w przeważającej mierze podmioty prywatne, kierujące się przede wszystkim interesem biznesowym. Kluczowym czynnikiem warunkującym ich działania jest opłacalność podejmowanych decyzji — to, czy dany krok przyniesie zysk.

    - tłumaczy Mariusz Marszałkowski, wydawca i analityk portalu defence24.pl.

  • Nvidia, czołowy światowy producent procesorów używanych do sztucznej inteligencji planuje stworzyć nowy chip przeznaczony na rynek chiński. Masowa produkcja może rozpocząć się już w czerwcu.


    Obecność Nvidii jest dziś prawdopodobnie najistotniejszym zagadnieniem na styku technologii i geopolityki – zarówno z perspektywy Stanów Zjednoczonych, jak i Chin. Dla amerykańskich decydentów firma ta stanowi strategiczną dźwignię wobec Chin. Dlaczego?

    Musimy zrozumieć, że Nvidia to dziś nie tylko producent akceleratorów wykorzystywanych do trenowania modeli sztucznej inteligencji. To całościowy ekosystem technologiczny – obejmujący zarówno rozwijane od lat oprogramowanie, jak i sprzęt, a także usługi chmurowe, które służą m.in. do symulacji i treningu robotów w środowiskach wirtualnych.

    - tłumaczy dr Leszek Bukowski, redaktor Układu Sił.

  • Kanclerz Niemiec Friedrich Merz ma dążyć do tego, by Unia Europejska objęła sankcjami gazociągi Nord Stream, trwale uniemożliwiając powrót do zakupów rosyjskiego gazu. Według źródeł Financial Times, zależy mu na tym, by odpowiedzialność za to wzięła Bruksela, a nie Berlin – liczy, że dzięki temu uniknie kolejnej odsłony gorącej narodowej debaty w tej sprawie.


    Z perspektywy kanclerza Merza europeizacja sprawy Nord Stream 2 to wygodne wyjście: pozwala uniknąć antagonizowania partnerów z Europy Środkowo-Wschodniej – w tym Polski – przy jednoczesnym zachowaniu twarzy na forum krajowym. W sytuacji, gdy nowy niemiecki rząd deklaruje wolę intensyfikacji konsultacji z Warszawą, takie rozwiązanie może być politycznie najbardziej opłacalne.

    W ten sposób kanclerz może powiedzieć: „To nie ja – to unijne przepisy. Nic więcej nie mogę zrobić”. I właśnie to czyni europeizację problemu Nord Stream wyjątkowo wygodną strategią

    - tłumaczy dr Piotr Andrzejewski z Instytutu Zachodniego.